Zapasy atomium Straży Historii kurczą się w wręcz zatrważającym tempie i do XVIII-wiecznej Szwecji zostaje wysłana ekipa dobrze znanych nam agentów z poprzedniej części. Misja jest rutynowa, wiedzą o niej tylko uczestnicy wyprawy oraz komendantka. Lecz mimo to pojawiają się komplikacje...
Do tego do Kwatery Głównej na Mont Saint-Michel przychodzi wiadomość wprost ze starożytnego Rzymu. Natychmiast zostaje wysłany tam zespół agentów, choć strażnicy mogą się jedynie domyślać, co ich czeka... Tymczasem u celu ich podróży dowiedzą się, że za całym zamieszaniem widocznie stoi Agata Zeldt, a to bynajmniej nie wróży nic dobrego...
Co tym razem odkryją agenci i w jakie tarapaty się wpakują? Czy zdołają ocalić historię po raz kolejny i czy Jake znany nam jako bohater z poprzedniej części będzie miał w tym swój udział? Do tego pozostają pytania, które nurtują czytelników pierwszego tomu: co z przyrzeczeniem złożonym sobie przez Jake'a o odnalezieniu Topaz za wszelką cenę, co zaszło między Oceaną i Jupitusem i jak zareaguje na to Róża, a także czy w tej części będziemy mieli okazję poznać Filipa, choć nie wiadomo czy kiedykolwiek zawita na stronicach serii Strażnicy Historii... ?
O autorze książki zdążyłam już napisać przy recenzowaniu poprzedniego tomu, zatem i w to miejsce odsyłam: http://oknozksiazkami.blogspot.com/2013/08/damian-dibben-straznicy-historii.html .
Co natomiast sądzę o kolejnej części Strażników? Szału nie ma. Oczywiście przyjemnie jest poznać kolejne przygody znanych bohaterów, do których czytelnik zdążył się już przywiązać, ale niestety nic więcej. Ciągłe retrospekcje i niekończące się wyjaśnienia przyprawiają o mdłości osobę, która przed chwilą zapoznała się z poprzednią częścią. Można oczywiście powiedzieć, że tak Dibben chciał osiągnąć, aby każdy mógł sięgnąć po którą chce pozycję z serii i czytać bez przeszkód, ale czy nie po to są serie, by czytać je od deski do deski? A jeśli nie to czemu nie przepleść fabuły tak, aby bawiła powiązaniami czytelników, którzy pozostałe części znają, a ciekawiła tych, co dopiero zaczynają przygodę z nowym światem, niczym robi to chociażby Zafon? Poza tym nieznośne bywają objaśnienia historyczne, choć czasem przydatne, to zdarza się, że można odnieść wrażenie, iż autor chyba spodziewa się odbiorcy o poziomie wiedzy historycznej i sprawności intelektualnej niegodnej nawet rozwielitki. Naturalnie rozwiązania wątków zaskakują i można przyznać śmiało, że ten tom jest lepszy zdecydowanie od poprzednika, ale nadal czekam na trzecią część - może poprzeczka skoczy widocznie wyżej? Byłoby miło :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz